Witam Was wszystkich na "Olimpijskim Zdrajcy".
Może niektórzy z Was znają mnie z Martwych Przed Świtem, a może OZ to pierwszy rzut na moją twórczość, co również bardzo mnie cieszy. Pomysł na Benjamina Mortona miałam już od bardzo, bardzo dawna, jednak jakoś zawsze brakowało czasu. Dopiero kilka dni temu skończyłam planować całą fabułę i od razu zaczęłam pisać. Aktualnie jestem w połowie drugiego rozdziału, więc jeśli nadal będę pisała w tym tempie, nie musicie się martwić o kolejne rozdziały.
Pozdrawiam, mam nadzieję, że prolog przypadł Wam do gustu, Native
TEKST ZBETOWANY
Chejron
przechadzał się po obozie, planując w głowie kolejną bitwę o
sztandar, kiedy wpadła na niego Phoebe. W ręce trzymała wiadro wody. Jak co dzień spieszyła się do obozowych
stajni, by oporządzić Białkę, swoją klacz, którą otrzymała od
matki na dziewiąte urodziny.
—
Przepraszam bardzo, Chejronie — powiedziała, wpatrując się w
centaura z lękiem.
—
Czy coś się stało, Phoebe? Wyglądasz nieswojo.
Phoebe
pokiwała głową, przez co jej blond włosy zaplecione w dwa
warkoczyki podskoczyły niespokojnie.
—
Przez okno na strychu widziałam zielone światło. Takie naprawdę zielone. Co to?
Chejron
wybałuszył ze zdziwienia oczy, po czym uśmiechnął się
uspokajająco.
Z jakiegoś powodu nie przekonało to Phoebe.
Z jakiegoś powodu nie przekonało to Phoebe.
—
Na pewno nie jest to coś, czym powinnaś się martwić. — To
powiedziawszy, pożegnał się z dziesięciolatką i odszedł w
stronę Wielkiego Domu.
Z
początku Phoebe naprawdę zamierzała pójść do Białki, lecz
niespokojny wzrok Chejrona wciąż pojawiał jej się przed oczami.
Wiedziała, że coś było nie tak, a ona jako całoroczna
mieszkanka Obozu Herosów miała obowiązek dowiedzieć się, co.
Rozejrzawszy
się dookoła, odstawiła wiaderko z wodą za jeden z krzaków, po
czym cichutko potruchtała za Chejronem. Dogoniła go dopiero przy
Wielkim Domu.
Pomyślałby
kto, że centaur na wózku inwalidzkim może się tak szybko
przemieszczać, przemknęło jej przez myśl.
Chyłkiem
przemknęła ku schodom prowadzącym na werandę, gdzie zazwyczaj
można było spotkać Pana D. Wyglądało na to, że popijanie coli i
przegrywanie w karty z satyrami nareszcie mu się znudziło.
Phoebe
starała się kroczyć bezszelestnie, jednak deski, jak na złość,
skrzypiały nieprzyjemnie z każdym jej krokiem. Kiedy znalazła się
metr od drzwi, szybko czmychnęła do środka. Duży salon Wielkiego
Domu znała jak własną kieszeń, gdyż z początku był jej domem,
więc nie musiała się rozglądać, by odnaleźć schody. Dopiero na
drugim piętrze uważała, gdzie stąpa, gdyż z tej odległości
Chejron z pewnością usłyszałby kolejne skrzypnięcia stopni.
Gdy znalazła się na strychu, pierwszym co ujrzała, było jaskrawozielone światło.
Nigdy nie widziała czegoś bardziej przerażającego niż ten
przenikliwy blask.
Przełknęła
wielką gulę w gardle, po czym ostrożnie ruszyła przed siebie. Z
czasem zaczęła słyszeć głos — cichy, mruczący, jakby jego
posiadacz miał problemy z oddychaniem.
Kiedy
podeszła wystarczająco blisko, zrozumiała, z czym ma do czynienia.
Na
środku strychu, na starym, bujanym krześle, siedziała mumia. Z
wysuszonej na wiór twarzy wyrastały włosy z czerwoną opaską, a
na skurczonych rekach wisiały różnobarwne rzemyki. Najdziwniejsze
jednak w zawoalowanej bandażami istocie była sukienka na
ramiączkach w kwiatki.
Phoebe
wydawało się, że tajemnicze światło wydobywa się zza mumii,
jednak zdała sobie sprawę, że to potwór jest jego źródłem. Białe
jak kamienie oczy mieniły się tysiącem odcieni zieleni, a w
miejscu, gdzie powinny znajdować się wargi, coś się poruszało.
Nagle
usta mumii otwarły się z głuchym mlaśnięciem.
Phoebe
nabrała głośno powietrza w płuca.
—
Co ty tu robisz? — zawołał zaskoczony Chejron, lecz było za
późno.
Broń Królewska
skradziona zostanie,
a Ognisty bóg na
Wojny przybędzie wezwanie.
Umarłego potomni próbę
przejść muszą,
lecz zawiodą i
przepłacą to swoją duszą.
Gdy konny syn z pułapki
wyjdzie,
dla pokoju największą
cenę zapłacić mu przyjdzie.
Gdy te słowa zostały wypowiedziane, zielone światło rozpłynęło się w
ciemności. Phoebe miała mętlik w głowie, jednak nie odważyła
się niczego powiedzieć. Nie, kiedy Chejron wciąż stał w tym
samym miejscu, niemal się nie poruszając.
—
Nikt, absolutnie nikt, nie może wiedzieć o tej przepowiedni.
Phoebe
pokiwała głową, podświadomie czując, że rozgłaszanie jej
każdemu nie byłoby odpowiednie.
—
Obiecuję, że nikomu nie powiem.